Obserwatorium

piątek, 29 czerwca 2012

216. Wakacje

No własnie, dzisiaj przeniosłam do mojej nowej (starej) sali resztę rzeczy i mam już zasłużone wakacje. Powiem tak ... cieszę się i nie. Cieszę się, bo rok miałam ciężki, naszpikowany wydarzeniami, pełen uroczystości, wyjazdów, konkursów, a co za tym idzie ciągłych przygotowań, ćwiczeń i powtórzeń. Dzieci i tak spisały się 6+. Nie narzekały, nie marudziły, dzielnie znosiły kolejne przeszkody i trudy. Rok obfity w wydarzenia, ale i w nagrody, statuetki,  zdobycze. Wiele konkursów: plastyczne z miejscami (I, II i III) i  wyróżnieniami, wygrany konkurs sportowy, wygrane i premiowane konkursy taneczne (kilka!!!), wyróżnione udziały w konkursach teatrzykowych, wiedzowych, recytatorskich. Wiele tego było, uwierzcie na słowo. Wiadomo, co się z tym wiąże - rekwizyty, stroje i ciągłe ćwiczenia, powtórki, poprawki. Warto było, powiem Wam, jestem zmęczona i zadowolona.
Dlaczego mi żal? A dlatego, że moje kochane 6 latki poszły sobie spod moich skrzydeł. W ubiegłą środę było uroczyste zakończenie roku przedszkolnego. Takiego zakończenia jeszcze w moim przedszkolu nie było. Pracuję ponad 20 lat, ale takich wzruszeń nie pamiętam. Były emocje, piękne, ciepłe słowa, łzy i uśmiechy przez łzy. A potem niespodzianka - przygotowany przez rodziców poczęstunek dla dzieci, dla pracowników. Ale jaki poczęstunek - z sałatkami, tortem, lodami, ciastami, pizzą itp. Wieczorem zostałyśmy zaproszone na późny obiad, było miło i przyjemnie, było serdecznie i nie na przymus.
Dzisiaj moje dzieci były po raz ostatni w przedszkolu i znów były łzy, rozpacz, wzruszenie odbierało mowę. I I dlatego mi smutno. Zżyłam się z nimi, tak po ludzku pokochałam, byliśmy razem cztery lata. Byli cudowni, zgrani rodzice, były przesłodkie dzieciaki, takie z którymi można płakać i żartować, takie i do tańca i do różańca. A teraz czuję się tak, jakby ktoś bliski wyjechał na długo.
Idę szyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz